Jak osiągnąć sukces – relacja z wykładu Tada Witkowicza

Strona główna/Rozwój Biznesu/Jak osiągnąć sukces – relacja z wykładu Tada Witkowicza
  • jak osiągnąć sukces

Jak osiągnąć sukces

W niedzielę podczas pobytu w Warszawie miałem okazję posłuchać Tada Witkowicza – miliardera polskiego pochodzenia, mieszkającego na co dzień w USA, gdzie swego czasu założył trzy spółki technologiczne, dwie wprowadził na giełdę, a jedną sprzedał inwestorowi prywatnemu.

Tad zaczął wystąpienie od stwierdzenia, że „wszystko było trudno i nic nie było łatwo”.

Wstaje codziennie o 6 rano i do 13 pracuje. Następnie idzie do fitness klubu i po powrocie dalej pracuje. Również w soboty.

Tylko dwa dni w życiu był na emeryturze, gdy sprzedał firmę. Poszedł wtedy na długi spacer i cieszył się przyrodą. Następnego dnia został w domu i żona wybiła mu z głowy leniuchowanie! Musiał wrócić do gry.

„Taki jestem, że jak już coś robić, to na całego. Zawsze dać 110% z siebie” – mów Tad.

Zgadzam się z tym również w 110%. Ja również swoje największe sukcesy zawdzięczam pracowitości… Choć nieco odmiennie niż Tad, przeliczam ją nie na godziny pracy, ale na stopień w jakim wkładamy serce w to, co robimy. Czyli na zaangażowanie. Bardziej emocjonalne i mentalne, niż czasowe.

Jestem przekonany, że praktycznie wszyscy moi czytelnicy wiedzą o czym mówię, bo prawdziwych przedsiębiorców cechuje właśnie przede wszystkim zaangażowanie – i sprawia, że jako nieliczni rozumiemy słowa, iż „każdy zarabia tyle, ile chce”.

Tad mówi, że “jedyne wyjście dla każdego w biedzie to edukacja”. Wg niego na całym świecie tak jest. Jako młody i spłukany emigrant musiał zadbać o swoje wykształcenie. Tad był otoczony ludźmi zdolniejszymi od siebie, przez co, jak mówi: „jedyna moja szansa, aby się tam utrzymać, to była pracowitość”.

Tad, jako młody inżynier, wynalazł innowacyjne rozwiązanie: światłowody do przesyłania sygnału TV – można je było przeciągnąć na 10 razy większą odległość i były bezpieczniejsze niż wówczas stosowana technologia.

Jednak firma, zatrudniająca wówczas Tada, została sprzedana. Nabywca zlikwidował pomysł Tada i zwolniono go. Firma została kupiona dla zupełnie innych korzyści. Tad został sam i postanowił założyć ze znajomymi własną firmę „w garażu”, bez pensji, bez żadnych gwarancji. Produkt po wielu miesiącach ciężkiej pracy został opracowany.

Nie było konkurencji. Nie było też inwestora. Nie było sprzedaży. Konkurent nagle się pojawia i oferuje rozwiązanie za mniejszą cenę!

Tad był załamany. Ale jego sprzedawca powiedział, że to jednak dobra nowina! “Bo ta duża firma reklamuje światłowody. Produkt zaistnieje w świadomości ludzi. Więc jak nasz produkt będzie lepszy, to cześć osób kupi właśnie nasz”.

Jednak produkt się nie sprzedawał, bo jeszcze lepszy nie był. Trzeba było zmienić pierwotne założenia i dowiedzieć się, czego klienci naprawdę potrzebują. Stacje telewizyjne nadając na żywo potrzebowały pewności, że nie będzie awarii w przesyłaniu sygnału. Potrzebowali bardziej kompleksowego rozwiązania, a nie tylko produktu.

„Zaczęliśmy przesyłać nie tylko sygnał wideo, ale też audio, a do tego zrobiliśmy kontrolę czy sygnał przechodzi i automatyczny przełącznik na drugi kanał w razie awarii” – mówi Tad.

Konkurent sprzedawał za 2,5 tysięcy dolarów, firma Tada za 15 tysięcy, bo rozwiązywał problem klienta – bezpieczne przesyłanie sygnału na żywo. Okazuje się, ze jak sprzedajemy dużym firmom prawie nigdy cena nie jest ważna. Ważna jest wartość.

Pierwotne założenia okazały się nietrafne. Produkt trzeba było przebudować. Konkurencja była, wbrew temu co się wydawało. Tad mówi, że jeśli nie ma konkurencji to nie ma rynku! Rynek był większy niż przewidywali. Zastosowania technologii światłowodów też były większe niż myślano.

Tad podaje przykład myślenia dzisiejszych przedsiębiorców: Budujemy funkcję kalendarza, bo klient chce. A dlaczego chce? Nie wiemy. Ten kalendarz może być czubkiem góry lodowej. A klient nawet nie potrafi powiedzieć co jest jego problemem.

Uczmy się od klienta co mu jest potrzebne i jak to wycenić. Warto jeździć na konferencje. Słuchać co ludzie mówią. Trzeba spotykać się z klientami i rozmawiać, zadawać im mądre pytania, a nie tylko gadać o swoim produkcie.

Spółka została wprowadzona na giełdę. Tad został multimilionerem… na papierze. Akcje spółki były warte kilkanaście dolarów.

Zaczęli opracowywać kolejny produkt, jednak prace opóźniały się. Firma Tada była już wówczas dużą firmą i rozpoczęła się gra polityczna. Wrogowie Tada podkopali jego pozycję w zarządzie i zwolniono go z jego własnej firmy. Zatrudniono nowego prezesa, który okazał się być dobrym CEO też tylko na papierze. Akcje spadły do paru dolarów za sztukę i Tad wyciągnął z tego „zaledwie” parę milionów dolarów.

Tad zlokalizował więc nowy problem – tym razem z kablami koncentrycznymi. Wymyślił produkt, ale nie wiedział jeszcze jak go zbudować. Zapłacił 150 tysięcy dolarów z własnej kieszeni za budowę software’u, ale produkt nadal nie działał. Zatrudnił sprzedawcę, który przez 8 m-cy nic nie sprzedał. Wydał już pół miliona dolarów z własnej kieszeni. Żaden inwestor nie chciał zainwestować, bo nie było sprzedaży.

Tad opowiedział, że w tym krytycznym momencie spadł mu z nieba najlepszy pracownik jakiego w życiu zatrudnił. Urodzony sprzedawca. Zbywał go na początku, nie widząc żadnego doświadczenia w CV.

Jednak można kolokwialnie powiedzieć, że facet był – przepraszam za wyrażenie – „upierdliwy”. Inaczej tego określić nie można. Dzwonił i dzwonił.

W końcu Tad dopuścił do spotkania. Sprzedawca przyznał szczerze, że “wie, iż nie ma doświadczenia”. Ale powiedział coś, co poruszyło Tada do głębi: że “jest kowalem własnego losu”. Obiecał zrobić wszystko, aby przekonać Tada, że zamieni jego firmę w sukces.

Widzimy tu orientację na klienta i troskę o jego dobro – to cechy idealnego sprzedawcy. Przyjęty do pracy od razu zaczął dzwonić. Ludzie w firmie, zdołowani wcześniejszym brakiem sukcesów, natychmiast poczuli się podbudowani.

Tad uczy, że na dojrzałym rynku nigdy nie ma 10 Coca Coli. Rynek nie utrzyma tylu konkurentów. Zwycięzca bierze wszystko. Gdy rynek się stabilizuje, następuje „shakeout”, czyli „wytrzęsienie” pozostałych konkurentów z gry. Zostaje zwykle około trzech głównych konkurentów. Firma się rozwijała, ale Tadeusz wiedział, ze nie ma przyszłości. Zaczął szukać rynku, gdzie byliby faktycznie najlepsi.

Gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta. IBM nie chciał połączyć swojego systemu Token Ring z systemem Ethernet. A Tadeusz zrobił pudełko, które łączyło te systemy. Klienci korporacyjni tego potrzebowali.

Powstał produkt, który określiłbym jako klasyczny front end, bo pozwalał Tadowi wejść do danej firmy i następnie sprzedawać kolejne produkty, bazując na wypracowanym zaufaniu. Dzięki temu sprzedawali też łącza do token ring. Aby wejść na giełdę, Tadeusz musiał pokazać w czym jest unikalny. W czym jest pierwszy. Udało się.

Jak mówi Tad, dla inżynierów ważna jest ciekawsza robota. Potrzebują zajmować się czymś fascynującym. Dla sprzedawców natomiast ważny jest kwartał i cel sprzedażowy. Tadeusz z kolei musiał patrzeć z perspektywy wieloletniej, która mogła się kłócić z tymfascynacjami inżynierów i z krótkoterminowym wynikiem sprzedawców.

Siedząc w biurze czy pracowni nie wymyślisz nic”, mówi Tad. „Gdybym chodził do domu o 16-17, nie wymyśliłbym rozwiązania. Czasami klient sam nie wie, ze jest mu to potrzebne. Firmy takie jak Ebay, Twitter, FB to wygrane na loterii”. W realnym świecie trzeba rozpoznać potrzeby klienta, których sam być może nie zna, i dać mu rozwiązanie.

Tad zwraca uwagę na tzw. „Osborne effect”: ludzie są zmęczeni starym produktem i czekają na nowy produkt. Ale nowa wersja zawsze się opóźnia. A sprzedawcy starego nie chcą już sprzedawać. Klienci czekają na nowy. Jednak najgorsze, że tracimy sprzedawców!

Biznes to całość – uczy Tad. Zespół piłki nożnej bez napastnika lub bramkarza nie ma szans. W biznesie napastnikiem jest sprzedawca.

Zadałem Tadowi pytanie: Jak wyjść na rynek światowy? „Nie da się siedząc w Polsce. Nie ma żadnych przykładów”. Jednak gdy podrążyłem głębiej, okazało się, że się da. Tad mówi głównie o rynku korporacyjnym, gdzie trzeba osobiście spotykać się z klientami i rozmawiać z nimi. Jednak jeśli możemy sprzedawać coś przez internet, można osiągnąć sukces z dowolnego miejsca na świecie, choć też trzeba mocno wczuć się w mentalność Amerykanów.

W USA jedna na 200 firm dostaje pieniądze od Venture Capital, mówi Tad. Jedna na pięć jest „home run” czyli strzałem w dziesiątkę. W dwóch inwestor odzyska swoje pieniądze. Założyciel wtedy zarabia zero. Dwie bankrutują. Zatem tylko jedna na tysiąc firm odniesie sukces. Takie mamy szanse. Ja natomiast od dawna uczę, że musimy być liderami rynku, albo znikniemy zjedzeni przez tzw. profesjonalny biznes. Tad udowodnił to po raz kolejny.

Co jest potrzebne, aby osiągnąć sukces wg Tada?

  • Typowy inżynier (twórca produktu) jest słabym sprzedawcą. Potrzebny jest więc sprzedawca.
  • Potrzebny jest unikalny „know how”. Doświadczenie – minimum pięć lat. Optimum dziesięć lat w danej branży. Idealne doświadczenie to parę lat w dużej firmie, parę lat w małej.
  • Potrzebni są świetni ludzie. Liczy się osobowość założyciela. Inwestuje się w ludzi a nie w pomysł. Ludzie są ważniejsi od pomysłu.
  • Do tego musimy mieć gotowy rynek. Nie możemy wejść zbyt wcześnie, ani zbyt późno.
  • Przydaje się tzw. „smart money” od inwestora, czyli wartości pozafinansowe, np. cenne kontakty, doświadczenie, technologie, dostęp do kanałów dystrybucji itd.

Tad wyróżnia dwa typy produktów:

  • „Must have” (musisz mieć) – np. jedzenie, mieszkanie, ubranie.
  • „Nice to have” (fajnie mieć) – większość startupów operuje w tej sferze. Oferują rozwiązanie problemu, ale nie tak palącego jak to, że musimy jeść aby żyć.

Często grupą docelową startupów są małe i średnie firmy. To bardzo złe określenie. Tad argumentuje, że np. „taksówkarz i dom pogrzebowy – obie małe firmy – nie mają ze sobą totalnie nic wspólnego”.

Tad uczy koncentracji na kluczowym biznesie. „Robienie dwóch produktów na raz jest niewskazane. Rozwiązując dwa problemy lepiej raczej wziąć jeden i specjalizować się”.

„80% wspólników się rozwodzi”, mówi Tad. „Trzeba mieć umowę co się stanie z udziałami”. Jeśli ktoś odejdzie przed rokiem, nie dostaje nic. Po roku 25%. Firma jednak ma prawo pierwokupu i może je odkupić. Rozwód jednak zawsze jest niedobry.

Mimo to lepiej zacząć ze wspólnikiem niż bez. Najlepsza para to inżynier i sprzedawca. „Sam produkt prawie nic nie daje w branży B2B. Musi ktoś obdzwaniać klientów”.

Usłyszałem od Tada również ciekawostkę: „W Chinach prawo zabrania pracować ponad 60h tygodniowo. Oni sami chcą tyle pracować”.

Według Tada, w nadchodzących dziesięcioleciach Azjaci „skopią białym tyłek”. Osobiście jednak sądzę, iż dorobią się, po czym osiądą na laurach, jak to zrobiła Europa, gdyż taka już jest ludzka natura.

Tad uczy, że „w biznesie potrzebne jest szczęście”. Ale nie byle jakie szczęście, lecz wypracowane: „Preparation meet opportunity”, czyli: przygotowany chwyci okazję, gdy ona się pojawi.

Pracowitość jest wg Tada świetną przewagą konkurencyjną. „Ktoś, kto dużo trenuje, jest lepszym piłkarzem. Bez pracy nie ma kołaczy”.

By |18 października 2012|Categories: Rozwój Biznesu|Tags: |26 komentarzy

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

26 komentarzy

  1. wieslawawo 7 października 2015 w 14:17 - Odpowiedz

    Świetny, motywacyjny artykuł. Bardzo dużo cennych spostrzeżeń, które dają do myślenia.

  2. Tad Witkowicz 16 grudnia 2012 w 02:44 - Odpowiedz

    Dopiero dzisiaj znalazlem ten artykol. Bardzo dobre podsumowanie tego o czym czesto wykladam. Chce wyjasnic ze moje dluge godziny pracy biora sie z tego ze lubie to co robie i nie uwazam tego za jakas prace-katorge lecz jako hobby/przyjemnosc. Kiedys uslyszalem ze “if you love what you do you do not work but have fun”.

    Dla ciekawych powiem ze czytam duzo ksiazek, przynajmniej jedna na 2 tygodnie. Czytam o biznesie, kryminaly, historie, poliyke i o Mafii. Jestem niezlym autorytetem na temat Mafiosow z NYC i Bostonu, przeczytalem chyba wszystko co napisano. W dodatku slucham muzyki i bardzo lubie filmy. Mam w domu kino i pare razy w tygodniu ogladam film.

    Prowadzenie biznesu to jednak olbrzymi stress. Obecnie jestem zaangazowany w dwie firmy i przyznam ze mimo doswiadczenia , musze borykac sie z powaznymi wyzwaniami i obawa ze moze sie nie udac. Kiedys biegalem na dlugich dystansach i niezaleznie ile razy przebieglo sie 15 lub 25km, kazdy nowy bieg to olbrzymi wysilek i cirepienie. Podobnie jest z biznesem.

    • Piotr Michalak 18 grudnia 2012 w 16:34 - Odpowiedz

      Cieszę się Tad, że zajrzałeś na mojego bloga. Zgadzam się z tym co napisałeś, że biznes cały czas stanowi wyzwanie, jednak dlaczego się za to zabieramy? Przecież prościej byłoby nic nie robić. Chyba taka potrzeba inżynierskiego umysłu “rozwiązywać problemy, rozwiązywać problemy, rozwiązywać problemy”.

  3. Sylwia 20 października 2012 w 16:26 - Odpowiedz

    Determinacja w działaniu dla prowadzących biznes jest niezbędna. W dzisiejszych czasach to wyznacznik sukcesu. Często poświęca się początkowo zwłaszcza długie godziny pracy, by cieszyć się zasłużonym sukcesem. Potem jednak, kiedy człowiek przywyknie do dobrze wykonywanej pracy, trudno to zostawić. Tym bardziej, że z czasem się uzyskuje duże doświadczenie, które owocuje, co raz mniejszym nakładem pracy i co raz większymi efektami, co niewątpliwie niezwykle cieszy.

  4. Hubert Dudek 19 października 2012 w 19:24 - Odpowiedz

    Witam wszystkich

    Przyznam, że Tad Witkowicz mówi o rzeczach bardzo istotnych z punktu widzenia dużych firm można powiedzieć korporacji międzynarodowych. Natomiast osobiście uważam, że każdy powinien podchodzić do wszelkich wykładów o sukcesie z pewną dozą dystansu.

    Owszem uczyć się podejścia i zaangażowania takiego jak Tad Witkowicz czy inni milionerzy osiągający spektakularne sukcesy ale trzeba pamiętać o swoich celach bo wbrew pozorom aby zostać milionerem nie trzeba tworzyć korporacji można po prostu nauczyć się zarządzać skutecznie kapitałem.

    Podsumowując trzeba pamiętać o swoich celach i dostosować rady do własnych możliwości i planów bo słuchając takich opowieści można by wnioskować, że 999 przedsiębiorców na 1000 nie ma na rynku szans przetrwać.W takim bądź razie gdzie miejsce dla małych i średnich przedsiębiorstw. Ja myślę, że każdy sam powinien ocenić jak duży biznes chce prowadzić i dążyć do tego aby to osiągnąć.

    “Nie od razu Rzym zbudowano” – historie miliarderów są miłe dla ucha ale nie zapominajmy, że są też rodziny, biznesy, które swój wielomilionowy kapitał budowały pokoleniami.

    Więc trzeba się rozwijać ale nie brać tak wszystkiego do siebie co podoba mi się Piotrze u Ciebie, że jasno podkreśliłeś, że dla Ciebie jest to nieco inna perspektywa niż dla Tada

    Pozdrawiam
    Hubert

  5. Bartłomiej Trybuła 19 października 2012 w 13:29 - Odpowiedz

    Fajny wpis, bardzo przyjemnie się go czyta. Lubię takie historie gdzie możemy poznać czyjś sposób myślenia. Im więcej też poznaję różnych tzw. “ludzi sukcesu”, tym częściej widzę jak wiele dróg może prowadzić do danego miejsca.

  6. Robert Brzoza 19 października 2012 w 14:25 - Odpowiedz

    Fajnie napisałeś,że Tad Witkowicz był tylko dwa dni na emeryturze.

    Wiele ludzi mówi,że właściciele firm pracują długo, nie chodzą na urlopy.
    Prcowałem długo na etacie dla innych osób.
    Jeżeli porównamy prace w swojej firmie z pracą na etacie, to jest potworna przepaść.

    Dla mnie to nie jest praca to jest hobby, przjemność, a jeszcze jak oddelegujesz te rzeczy,
    których nie lubisz robić – to już jest cała istota pracy dla siebie.

    Aczkolwiek mieć czas dla rodziny to wartość bezcenna, a więc trzeba to pogodzić 🙂

    pozdr

  7. Krzystzof 19 października 2012 w 11:32 - Odpowiedz

    Świetna recenzja

  8. Wojtek 19 października 2012 w 10:40 - Odpowiedz

    Mam w firmie takie zdjęcie w stylu retro. Kolory sepia, “ubogi” widok na stojącą załogę przed firmą, każdy z nich jakieś skromne narzędzie w ręku. Sporo osób przygląda się temu, a ja zawsze mówię jak u Barei “Było ciężko” 🙂 ale daliśmy radę.

  9. Marek Wapa 19 października 2012 w 09:40 - Odpowiedz

    Byłem 3 lata temu na seminarium z Tadem Witkowiczem. Bardzo fajnie było. Tad zna się na rzeczy, jest profesjonalnym biznesmenem.

    Tad mówił wtedy także o zatrudnianiu pracowników, o lojalności oraz pracy w imię idei – często bez wynagrodzenia – aby w rezultacie skumulowanych działań osiągnąć wspólny sukces.

    Rady Tada Witkowicza z powodzeniem może wykorzystać osoba, która chce odnieść sukces w biznesie.

    Przy okazji napiszę, że mieszkam (Biała Podlaska) blisko jego miejsca urodzenia (Kodeń nad Bugiem). Jakiś czas temu Tad ufundował most zlokalizowany na terenie klasztoru rezydujących w Kodniu Misjonarzy Oblatów 😉

    Fajnie było spotkać “sąsiada” – choć o wiele starszego – i posłuchać jego rad płynących z bogatego doświadczenia życiowego.

  10. Andrzej Łukomski 19 października 2012 w 10:22 - Odpowiedz

    Nie dziwię się, że Tad chodzi codziennie na fitness..skąd miałby tyle energii na realizację swoich projektów?
    Ostatnio czytałem, że Richard Branson stwierdził kiedyś pytany o podstawę swojego sukcesu, że jest nią jest jego aktywność fizyczna, utrzymywanie siebie w świetnej formie fizycznej, która pozwala pracować i nie wypalić swojej energii i pasji.
    Oczywiście pewnie ma do tego wiele talentów ale bez tego aspektu stanu samopoczucia fizycznego te talenty nie mogłyby się przełożyć na sukces.
    Wielu przedsiębiorców o tym zapomina aby utrzymywać taki stan równowagi, który jest podstawą efektywnej pracy.

    • Grzegorz 1 listopada 2012 w 15:16 - Odpowiedz

      Andrzeju zdradzę Ci pewien “sekret” 🙂 Energia do działania nie wynika li tylko z dbania o fizyczność, ale również o psychikę. Mogę Ci ze swojego doświadczenia powiedzieć, że w momencie, gdy porzuciłem mięso (nie jest to pokarm dla ludzi zapewniam, nasz przewód pokarmowy jest jak u roślinożernych) i zabrałem się za uwalnianie bagażu przeszłości… mając dziś 33 lata moi znajomi – którzy niestety czasami przypominają zombie pytają “skąd mam tyle energii” – nie mogą wyjść z podziwu “że tak można”. Ale jeśli ktoś woli słuchać “ekspertów” w TV niż swojego ciała to cóż… tylko niewielu pamięta, że później im samym przyjdzie “nieść swój krzyż”, a możesz mi wierzyć wycieczka na onkologię zmienia “życie na całe życie” 🙂 Zasada jest jedna: im większy bagaż trudnych, zapiekłych emocji ciągniesz za sobą tym mniej energii masz, aby dysponować nią TU I TERAZ. To, czego nie powiedzą Ci w tv, to to, że większość z naszej energii wykorzystujemy właśnie na trzymanie przeszłości w nieświadomości. Ale wystarczy zobaczyć co w człowieku siedzi po alkoholu… Przepraszam za tak długi wywód, ale najbardziej boli, gdy później słyszę od swoich podopiecznych “przecież w telewizji mówili, że można…”

  11. Mariola 19 października 2012 w 08:53 - Odpowiedz

    W podejściu Tada, które opisujesz brak mi czynnika, który lubię u Ciebie- docenianie też innych dziedzin życia.
    Uwielbiam swoją pracę – ale uwielbiam też kilka innych rzeczy – i sądzę, że dopiero taka równowaga pozwala żyć pełnią życia (choć niewątpliwie zarabiając mniejsze pieniądze).

    • Piotr Michalak 19 października 2012 w 09:26 - Odpowiedz

      Dokładnie Mariolu, tu się trochę z Tadem rozmijamy 🙂 W moim ujęciu przewaga konkurencyjna przez pracowitość nie przelicza się na czas, ale na to ile serca wkładamy w swoją pracę (mimo, iż być może godzin jest mniej).

  12. Rafal 19 października 2012 w 08:30 - Odpowiedz

    Cały Tad 🙂

    Skorci, lekko opieprzy i “bez pracy nie ma wyników”

    Dzięki za wpis!

  13. Rafał 19 października 2012 w 07:46 - Odpowiedz

    Bardzo fajnie, że przedstawiasz sylwetki ludzi pracy (czyt: ludzi sukcesu). uczymy się z nich kilku ciekawych rzeczy: trzeba mieć świadomość własnych umiejętności, możliwości oraz własne zasady, które są dostosowane (zależnie od przedsięwzięcia) do rynku.
    Gratuluję poznania tych osób.
    Ja odniosę się jedynie do Twojej uwagi odnośnie Azjatów. Raczej skłaniałbym się w kierunku opinii Tada. Otóż wszyscy Azjaci mówią to już oficjalnie, że szykują się na Europę. Jak wiemy (pewnie też to dostrzegasz jako ekonomista) Unia Europejska ma się naprawdę marnie. Cała UE już teraz jest dla nich zaledwie małą pesteczką, zarówno w sile, jak i finansowo. Zatem dlaczego oni mają osiąść na laurach, skoro nic na to nie wskazuje?

    • Wojtek 19 października 2012 w 11:29 - Odpowiedz

      Nie tylko na Europę, ale i całą planetę. Wiem, że czynią spore inwestycje w Afryce.

      I co z tego???

      Sytuacja jest analogiczna do stosunków Japonia USA lat 70-80 i początek 90.

      Przecież gromadzenie dolarów nic nie daje póki ich nie wydasz.
      Chinole inwestują w obligacje państw gdzie należy pamiętać iż nie mają one pokrycia w złocie, ani niczym innym co przedstawia wartość. Obligacje są sztucznie kontrolowane przez m.in rządy, które w każdej chwili mogą zdewaluować walutę przez dodrukowanie pieniędzy choćby po to by wykupić ów obligacje!

      Albo inwestycje w biurowce czy fabryki. Z chęcią “opyliłbym” im ziemie pod biurowiec. Później go wybudował 🙂 dla nich. Później obsługiwał firmy tam działające.

      Halo Chińczycy czy mnie słychać? Przyjeżdżajcie.

      Mogą pracować nawet i po 200h w tygodniu, ale po co?
      W końcu spojrzą na wszystkie pkb i przeliczniki na jednego mieszkańca.
      Spojrzą, że skoczyło im to nawet o 10000%. No i co?
      Mimo, że cały świat będzie im wmawiał jacy to oni teraz są bogaci ich życie
      będzie zaczynało się i kończyło w pracy 🙂

      Znana historia. Jak ja to mówię “stary numer z rękawicą” 🙂
      Ja chętnie przyszykuję dla nich swoją lokalną Europę skoro chcą, by krócej musieli się szykować 🙂 O klientów trzeba dbać.

      • Piotr Michalak 19 października 2012 w 19:09 - Odpowiedz

        No to jest jeden z genialniejszych komentarzy jakie pojawiły się na tym blogu. Wojtku podpisuję się obiema rękami i całym sercem pod tym co napisałeś. PKB jeszcze nikogo nie zbawiło. Są na świecie kraje – i to bodajże w Azji – gdzie zamiast PKB stosuje się miernika poziomu szczęścia obywateli. I optymalizuje się szczęście, a nie PKB 🙂

      • Robert 4 grudnia 2012 w 12:49 - Odpowiedz

        Obecnie tylko 200 mln Chińczyków uczestniczy w życiu gospodarczym. Przepaści są ogromne – od “roweru do Rovera”.
        Chiny są dużym krajem ale porównywanie go do Europy czy USA to wciąż nadużycie. To wciąż, patrząc od strony wskaźników tylko 1/3 Europy czy 1/3 USA czyli 1/7 świata zachodniego. Nie zapominajmy też, że to kraj totalitarny, który nie rozwija się normalnie. To dłuższa rozmowa.

        • Piotr Michalak 4 grudnia 2012 w 22:52 - Odpowiedz

          Intuicja podpowiada mi to samo 🙂 nie obawiałbym się Chińczyków tylko naszych własnych mentalnych ograniczeń.

    • Grzegorz 1 listopada 2012 w 15:02 - Odpowiedz

      Odwiedziłem Chiny dwukrotnie w ostatnim roku. Cel wyjazdu był tylko w połowie biznesowy. Na szczęście poznałem Frania (jako przewodnika), który wcześniej pracował w firmie amer. w dziale exportu. Powiedział, że jeśli ktoś chce wejść na rynek chiński to przede wszystkim MUSI zainwestować w kreowanie brandu, a dopiero później wychodzić z produktem. Dlaczego ? chińczyków stać na wszystko. Przez wieki byli zamkniętym krajem – mocarstwem. Żyli za murem i nie potrzebowali nikogo. I nadal tak jest. Oni są bardzo nieufni wobec tzw. zachodnich firm, bo wiele z nich przyjeżdża tu celem wyzysku – mówił wprost. Nie wspomnę, że w banku za lokatę roczną dostaje się worek ryżu i 5l oleju (!!!) nie w każdym oczywiście. Ale jak już coś zaskoczy to fiuuuu 🙂 Pomijając sukces Apple u nich i Ipadów. Ale jeśli potrafią wybudować miasto pod nazwą Parma tylko po to, aby produkować oficjalnie “szynkę parmeńską” a sąd oddala pozew App. o kopiowanie produktu to cóż powiedzieć…

  14. Mikołaj Łagowski 19 października 2012 w 07:25 - Odpowiedz

    Ja także miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu z Tadem Witkowiczem, tyle że 3 lata temu.

    Mówił wtedy ciekawe rzeczy, zwłaszcza w kontekście bieznesplanu firmy, w którą potencjalnie miałby zainwestować. Jak sam powiedział, rocznie przegląda ok 300 biznesplanów z czego tylko kilka wzbudza jego zainteresowanie. W biznesplanie tym zawsze musi znaleźć odpowiedzi na następujące pytania:

    1) Po co komu potrzebny jest dany produkt?
    2) Jakie problemy rozwiązuje, jakie są na to dowody?
    3)KTO wyda pieniądze na ten produkt/usługę? Oferta dla tej grupy os. jest istotna
    4) Jakie są alternatywy na dany produkt?
    5)Na czym polega unikalność pomysłu? Unikalność – klient potrzebuje produktu i nigdzie indziej nie może go dostać
    6) Na czym polega przewaga konkurencyjna i jak się ta firma utrzyma?
    7) Jaką wiedzę lub zdolności posiada twórca (unikalne), żeby zbudować biznes?
    8) Jak zamierzasz dotrzeć do klienta? Jak się z nim umówisz na spotkanie i przekonasz go, żeby kupił? (tutaj uwaga – jeśli poprzez reklamę to biznesplan ląduje w koszu)
    9) Ile trzeba zainwestować pieniędzy, żeby firma mogła sama się utrzymać? Kiedy osiągnie break even point?
    10) Jakie są możliwości wyjścia z tej inwestycji? (to pod kątem jego jako inwestora)

  15. Bartek Popiel 19 października 2012 w 07:07 - Odpowiedz

    Fascynujący facet. Czytałem jego książkę “Od nędzy do pieniędzy”. Mocno namieszała mi w głowie.

    Koncentracja i specjalizacja – to jest właśnie to. Tak można szybciej wypłynąć. Nie chciałbym, żeby to było odebrane jak chwalenie się, ale ja mimo iż mam dość szerokie zainteresowania, to skupiłem się początkowo na szkoleniach z szybkiego czytania i efektywnej nauki. Pisałem o tym na blogu, nagrywałem video. Na stronie firmowej zrobiłem dział “Wiedza” (http://popielconsulting.pl/wiedza) i dzięki temu pozyskiwałem klientów, którzy dojeżdżali do mnie na kursy 50km chociaż mięli szkołę szybkiego czytania po drugiej stronie ulicy (autentyk!)

    Zaistniałem dzięki temu, że dzieliłem się za free bardzo wartościowymi wskazówkami. Inne firmy miały tylko informacje gdzie, kiedy i w jakiej cenie są kursy. Zrobiłem to trochę na wyczucie. Dopiero z ostatnich Twoich materiałów (przy omawianiu stronki tabletoid.pl) dowiedziałem się, że takie działanie ma swoją nazwę i Abraham tego uczył 😀

    Teraz z innej beczki:
    Piotr Ciebie znam jako trenera biznesowego i powiem szczerze, że jak przysłałeś mailing, w którym napisałeś, że chcesz iść w rozwój osobisty i być kimś takim jak Kiyosaki ( co w kontekście tego, że ostatnio ogłosił upadłość nie byłoby dobrym wyborem ) pomyślałem: “A na cholerę on się w to pakuje? To w biznesie już nie ma nic do zrobienia? Dlaczego nie wypłynie na rynki korporacyjne niczym Jay Abraham?”

    Robisz kawał dobrej roboty. Trzymaj kurs!

    Pozdrawiam!

    – Bartek

    • Grzegorz 1 listopada 2012 w 15:06 - Odpowiedz

      Ten Robert ogłosił upadłość ?? Niemożliwe chyba, czy ja za bardzo wierzę. Poza tym on sam pisał, że ma kilka spółek (nieruchomości i książki osobno), więc może “padła” tylko jedna z nich.

  16. Roman Torkowski 19 października 2012 w 07:59 - Odpowiedz

    Bardzo cenne uwagi i przemyślenia.

    Tekst bardzo inspirujący, więc zapewne za jakiś czas znowu wrócę do tego artykułu 🙂

    Dzięki Piotrze

Zostaw komentarz