Wieści z USA

  • usa

Wróciłem z USA!

Mam dla Ciebie mnóstwo ciekawych wiadomości 🙂

Po 25 godzinach non-stop w podróży musiałem chwilę odpocząć, zanim napiszę tego maila… i wyleczyć syndrom jet laga (przestawienia strefy czasowej).

Pierwszą rzeczą, która zaskoczyła mnie w podróży do USA byli… Niemcy.

Nieczęsto podróżuję. Nie spodziewałem się więc jak wysoką kulturę obsługi klienta mają Niemcy w liniach lotniczych Lufthansa (czyli w tzw. “Lufie”). Podchodzą do Ciebie z ogromną serdecznością i uśmiechem. Roznoszą obiady, śniadanka, drinki, ciasteczka, gorące ręczniki do otarcia dłoni (jak w knajpach sushi)… Generalnie czuć dbałość o klienta. Ośmiogodzinny lot z Frankfurtu do Chicago był prawdziwą przyjemnością!

Kolejnym zaskoczeniem są rozmiary portów lotniczych w Polsce i na świecie.

Warszawa ma tylko jeden terminal. Tymczasem we Frankfurcie czekała mnie podróż piechotą przez ładnych parę kilometrów aby dostać się z jednego terminala na inny. W Chicago do kolejnego terminala transportowałem się szybkim “autobusem szynowym”, bo na piechotę bym nie doszedł. Mamy wiele do nadrobienia!

Wylądowaliśmy w Phoenix z moim przyjacielem i mentorem, Krzysztofem.

Amerykanie wszędzie zbierają informację zwrotną. Nawet w taksówkach dają Ci ankietę do wypełnienia. W hotelach też. W restauracjach podchodzą często kelnerzy i pytają, czy wszystko gra, czy czegoś Ci nie brakuje. To kolejna różnica w obsłudze klienta między naszymi krajami. Generalnie czuć, że się o Ciebie troszczą. Powinniśmy w Polsce równać poziom!

Zaczęliśmy od zwiedzania Tombstone na południu Arizony.

Nazwa tego małego miasteczka oznacza “nagrobek”. Tombstone jest niesamowitym miejscem utrzymanym w klimacie dzikiego zachodu sprzed 200 lat. To wszystko co widzimy na westernach – widać tam na ulicy. Specyficzne, drewniane, niskie budownictwo… Stylizowane na dziki zachód szyldy… Jeżdzące po ulicy bryczki i przesiadujący na gankach kowboje… Inscenizowane strzelaniny uliczne, zwiedzanie kopalni srebra… Niesamowity marketing turystyczny! Każde Polskie miasto ma historie, które możnaby wyciągnąć z archiwum i wykorzystać do kreowania legendy miasta.

Po jednodniowym zwiedzaniu wróciliśmy do Phoenix.

Trzydniowe szkolenie Jeffa Walkera przyniosło największe owoce nie w wiedzy… ale w zmianie mentalności. Do tej pory czułem się “małą rybką” wychodząc z naszą ofertą do Amerykanów. Miałem wrażenie, że są oni na innym, wyższym etapie. Na szkoleniu było aż kilkaset osób znających Product Launch Formula – i wiele innych systemów marketingu i sprzedaży. Tymczasem w Polsce ten system tak na dobrą sprawę *porządnie* zna może kilka osób.

W każdym razie poziom przedsiębiorczości w Stanach mnie onieśmielał.

Jednak wizyta w USA pokazała mi, że Amerykanie też zmagają się ze swoimi biznesami. Zazwyczaj są jednoosobowymi firmami, czyli samozatrudnionymi osobami, nawet gdy mają wielką wiedzę i pracują jako konsultanci. Mają takie same bariery mentalne jak Polacy. Zobaczyłem jak dużo możemy im dać.

Wiele też osób mocno zainteresowało się NetSellingiem przygotowanym pod potrzeby USA (np. u nich powinno to być oferowane w modelu abonamentowym, który z kolei w Polsce cieszy się umiarkowaną popularnością, co stanowi kolejną różnicę kulturową).

Jednak mają też parę przewag, dzięki którym częściej odnoszą sukcesy.

Są zakorzenieni w kulturze kapitalistycznej i bardziej natualne są dla nich takie procesy jak networking, współpraca biznesowa, zbieranie informacji zwrotnej (patrz wyżej) czy nawet pozyskiwanie inwestorów i wchodzenie na giełdę.

Działają na wielokrotnie większym rynku niż my. USA to pod względem liczby ludności ośmiokrotnie większy od Polski kraj. Robiąc cokolwiek w internecie po angielsku mają też szansę trafić do Kanady, Australii, Wielkiej Brytanii i reszty świata… W Niemczech mało kto nie zna angielskiego, a na sali Jeffa Walkera było też kilkunastu Japończyków.

To, co Polacy są w stanie wydać w złotówkach, Amerykanie wydają w dolarach. Przynajmniej “prawie”. W USA po studiach zarabia się od 20 do 60 tysięcy dolarów rocznie… to jest od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Przy czym te dolne widełki jeden Amerykanin określił mi jako “granica ubóstwa”. Dla nich abonament za $100 miesięcznie jest jeszcze OK, u nas to ok. 360 zł – bardzo dużo.

Na szkoleniu dowiedziałem się również, że mój polski akcent i pochodzenie może być… zaletą! Cały czas myślałem, że to wielka wada. Okazuje się, że jest to świetny czynnik wyróżniający spośród innych – i potwierdziło to kilku Amerykanów.

Po szkoleniu pojechaliśmy oglądać Wielki Kanion.

Cóż… Wielki Kanion jest naprawdę wielki. Zdjęcia tego nie oddają. Z oddali patrzymy na rzekę Kolorado, która wydaje się być po prostu małą niteczką w dole kanionu… Okazuje się, że ta mała niteczka ma 100 metrów szerokości, czyli tyle, co 4 baseny pływackie wzdłuż. Kto pływa – i nie jest długodystansowcem – ten wie, że przepłynięcie 4 basenów kraulem może już mocno zmęczyć 🙂

Niesamowite krajobrazy, których w mailu nie da się opisać, a zdjęcia też ich nie oddają. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Jednak 1-2 dni w zupełności wystarczają, bo jednak kanion to kanion – w każdym jego miejscu. Chyba, że mielibyśmy ochotę zatrzymać się i spędzić kilka godzin kontemplując piękno tego miejsca.

Po drodze zahaczyliśmy też o Sedonę.

Spotkał mnie tam szok. Miałem okazję zwiedzić – jakby nigdy nic – lożę masońską. Przed lożą stały dwa pomniki: ogromny krzyż, a obok duża gwiazda pięcioramienna. Pod gwiazdą był mosiężny odlew symbolizujący Biblię, a na jej prawej stronie – pentagram (!).

W ogóle Sedona była pełna okultyzmu. Co chwilę otwarte na ulicy wróżki, czarodzieje, szamani, energie kosmosu… Zresztą podobnie było w Nowym Orleanie, gdzie na placu naprzeciwko pobłogosławionej przez Jana Pawła II katedry rozkładają się wróżbici. Nie brakuje też sklepów voodoo z posążkami bożków pogańskich i czarodziejskimi proszkami na zauroczenie czy potencję 🙂 Zjawisko czarodziejstwa w Stanach jest zaskakująco powszechne i bardzo groźne.

Różnice?

Generalnie różnica między Arizoną a Nowym Orleanem była taka: w Arizonie jest mnóstwo białych emerytów, a w NO większość społeczności to młodzi afroamerykanie.

Amerykanie niekoniecznie są otyli – to mit, chociaż zdarzają się niespotykane u nas wielkoludy. Ale są często zaniedbani, ubrani bez gustu i jakby wypaleni, bez życia na twarzy. Naprawdę mamy się czym w Polsce szczycić, bo mamy przepiękny naród, ludzie są bardziej zadbani.

Druga różnica była taka, że w Phoenix ludzie rzadko mieszkają w ładnym budownictwie. Większość domów wygląda na nasze standardy jak szopy albo domki holenderskie. Czasem co bogatsi mieszkają w domkach w stylu pueblo.

Nowy Orlean z kolei jest przepiękny.

Mnóstwo ślicznej architektury i to jeszcze daleko poza starówką. Bogato zdobione balkony i tarasy, kolumny otaczające domy budowane w stylu francuskim / hiszpańskim / kolonialnym… Dotyczy to zarówno małych “drewnianych kamienic” na starówce, małych domów w zwykłym mieście jak i dużych willi w bogatych dzielnicach.

Wiele jest jeszcze spostrzeżeń, które poczyniłem pomiędzy naszymi krajami, a szczególnie ludźmi i kulturą w Polsce i w USA. Pewnie będę do tego wracał w kolejnych mailingach i wpisach na blogu, nawiązując już do bardziej biznesowych kwestii.

Póki co jednak zapowiadam, że na dniach zaczynamy akcję informacyjną FUMPa 2.0! Zmienimy też nazwę tego systemu na nową. Spodziewaj się maila ode mnie, mam nadzieję, że już w poniedziałek.

By |2 listopada 2011|Categories: Rozwój osobisty|57 komentarzy

About the Author:

Od 2005 roku prowadzi przedsiębiorców do lepszej jakości życia. Pomaga podwoić dochody i podwoić liczbę godzin wolnego czasu poprzez organizację firmy i innowacje w modelu biznesowym. Założyciel Akademii Biznesu Piotra Michalaka. Przeczytaj więcej o historii Piotra.

57 komentarzy

  1. holowanie szczecin 24 lutego 2012 w 12:52 - Odpowiedz

    Hej. Przepraszam, że ja nie na temat, ale mam jedno pytanie – skąd najlepiej brać teksty na bloga, którego głównym zdaniem ma być zarabianie ?Widzę, że teksty na tym blogu są pisane ręcznie. Tylko czy w przypadku mojego powstającego bloga się to będzie kalkulować ?

  2. Krzysztof 11 listopada 2011 w 17:18 - Odpowiedz

    Witaj na ojczystej ziemi Piotrze 🙂 Dobrze że już jesteś z nami pełen energii i twórczej wizji 🙂 Teraz czekamy na efekty tej wyprawy za wielką wodę 🙂 Pozdrawiam gorąco w czasie Polskiej jesieni 🙂

  3. Ewa Maslowska 5 listopada 2011 w 23:35 - Odpowiedz

    Wtaj w kraju,
    towja relacja z podróży – bardzo ciekawa – wskazuje jak bardzo punkt widzenia zależy od miejsca, z którego patrzysz. Wziąłeś udział w szkoleniu, więc maiłes kontakt z ludźmi biznesu, którym się nieźle powodzi, stać ich na doszkalanie i zdobywanie nowej wiedzy. Ja odbyłam kilka lat temu taką podroż po Kalifornii , spotykałam wielu Polaków i Amerykanów, którzy żyją głównie z kart kredytowych, biznes ledwo ciągną, wiedzy o prowadzeniu biznesu nie mają, bo ich nie stać. Poznałam oczywiście i takich, ktorzy mieli stałą i dobrą pracę, tym powodziłó się znacznie lepiej, ale w dobie kryzysu już tę pracę utracili, bo firmy zwalniają swoich długoletnich pracowników z dnia na dzień i specjaliści wysokiejklasy zostają na lodzie. Jeśli sami nie prowadzili dotąd biznesu, nie mją pojęcia, co dalej robić. Z zaradnością jest wiec bardzo różnie. /sadze, że gdyb wrocił ze spotkania w klubie biznesu w warszawie, też byś odniosl wrażenie, że wszyscy mają wysokie zarobki, wiedzę i stać ich na coacha.
    Róznice kulturowe – mentalne są ogromne. Przeciętny Amerykanin jest głęboko przekonany, że ma wpływ na to, co dzieje się w kraju i że jego głos się liczy. Ale jak ten wpływ wygląda, to już inna sprawa, ważne że ma takie samopoczucie Nie mniej można im pozazdrościć tego, że wychowali społeczeństwo obywatelskie, a kazdym razie dali im w to uwierzyć. .
    Ciekawe jak ten feedback w rzeczywistości wygląda. Czy na prawdę się nim przejmują i analizują, czy robią to pro forma, o co ich jednak posądzam. Dużo takich pozornych akcji widzialam, a oni nawet sobie z tego nie zdawali sprawy. Samokrytycyzmu też niewiele widziałam, więc trudno się dziwić, że z natury są z siebie zadowoleni i mają duże poczucie pewności siebie. Jest to ogromny kraj, więc bardzo zróźnicowany kulturowo i obyczajowo.
    Odbylam wlaśnie kilkudniową pdróż w Pekinie. Tam dopiero poczlam rozmach i energię kontrastjącą z biedą i maleńkim biznesikiem, ktory mieści się na wózku. A co mnie zaskoczyło, to pogoda ducha i specyficzna wieź spoleczna. Ujawnia się np. w parkach, czy na ulicach, gdzie niespodziewanie potrafią sie zebra grupki ludzi, ktrozy mmają ochotę potanczyć lub pośpiewać, a do nich natychmiast przyłacają sie przechodnie robia to samo. Takich domoroslych śpiewaków i grup muzycznych w jednym parku można bylo spotkac mnostwo. Wchodząc do parku, słyszy się śpiew ze wszystkich stron, przy czym każda grupka śpiewa co innego i nikomu to nie przeszkadza. Byłam pod wrażeniem. Druga rzecz, kora mnie zaskoczyła, to zapotrzebowanie na duchowść, zwlaszcza u mlode generacji. odbudowane światynie – dopiero po euro-2000 żyją. Młodzi palą kadzidła, modlą sie w skupieniu, przeyżwają kontkt z sacrum w sposob bardzo autentyczny. Podobno szerzy sie tez chrześcijańtwo, ale potajemnie. Nie mniej działania rządu sa bardzo destrykcyjne w stosunku do duchownych. Choc na pozor nie czuje się wladzy, nie mniej trzyma ona tych ludzi za twarz. na pewno zelżąlo w stosunku do przeszlości, w koncu nie tak dawnej, ale reżim czuje się dobrze, zadawalająć najbogatsze strefy,a z bieda i tak sie nigdy nikt nie liczył. Choć widac ją wszędzie tuż obok nowoczesnośći, to zakrywa się ja murem. Spotkalam tam ludzi biznesu, bardzo zadowolonych, gdybym nie obejrzala tej nędzy, myślalabym, że mam do czynienia ze społeczeństwem bardzo zamożnym, gotowym wykupic Europę razem z jej kryzem i jeszcze na tym nieźle zarobić.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewa Masłowska

  4. Paweł Jabłoński 4 listopada 2011 w 16:39 - Odpowiedz

    Gratuluję podróży ! I dzięki za wiele ciekawych informacji.
    Wielki Kanion – i ja tam muszę zajrzeć bo od dziecka chciałem to zobaczyć na żywo.

    Pozdrawiam

  5. Dagmara 3 listopada 2011 w 23:54 - Odpowiedz

    Witaj,
    Fajnie opisane, masz tę lekkość pióra i oko turysty, który potrafi się zaciągnąć czy zachwycić widokiem Kanionu, niezbyt zadbanych ludzi, szczegółami miast i różnicami w kulturze. Dobrze się czyta, a czytając łapie tę energię, którą się przeżywa i odczuwa w podróży…Dobry pomysł, aby podzielić się przeżyciami….Osobiście czekam na więcej

  6. Sanduski 3 listopada 2011 w 23:01 - Odpowiedz

    Piotrze,rozplywasz sie nad Lufthansa.Proponuje Ci poleciec Singapoure airlines lub Malasya airlines.Tam zobaczysz dbalosc o klienta.Ja lecialem Lufthansa do NY a wracalem Singapourem.Niebo a ziemia.Niemcy to Niemcy szorstko i sucho a azjatki prawie siadaly klientom na kolana:)Po prostu rewelacja.Troche latam i nigdzie nie spotakalem takiej super obslugi.Pozdrawiam

    • Wojtek Bułhak 8 maja 2012 w 11:45 - Odpowiedz

      Zgadzam się z przedmówcą. Miałem przyjemność lecieć do Australii, Lufthansa do Doha, Dalej Qatar Airlines do Singapuru i na koniec australijski Quantas. Obie linie na Q – Luftwaffe niech się schowa. Arabskie linie w podejściu do klienta, rozwiązaniach na pokładzie – pierwsza liga. Taka jest moja opinia o Lufthansie.

      Niemki – smutne, zmęczone starsze panie. Tylko załatwić i zniknąć. Katarki – uśmiechnięte gazele, jak z wybiegu na pokazie mody. System udogodnień dla pasażera, prosty sprawny. Uprzejmość i wyjaśnianie co i jak na każdym kroku.

      Ogólnie linia L – jakby miała zadanie – zaliczyć zapomnieć. Linia Q – jakby miała sprawić by pasażerowie chcieli wrócić. W locie powrotnym, na trasie Frankfurt-Katowice w Lufthansie nie działały toalety. To mnie ostatecznie dobiło. Dobrze że lot trwał poniżej 2 godzin.

      Mój komentarz jest, jak sadzę ilustracją tego co można wygrać prawidłową obsługą, oraz jak działają stereotypy w zderzeniu z rzeczywistością. Zobaczcie, ile zawiedzionego oczekiwania w stosunku przysłowiowego niemieckiego porządku. I jak na tym tle wybijają się Arabowie – oferując wyższy standard niż oczekujemy od Lufthansy. Oj, chyba skleję sobie model Katarskiego samolotu!

      • Piotr Michalak 8 maja 2012 w 12:06 - Odpowiedz

        Niesamowite rzeczy 🙂 Cóż, za mało jeszcze podróżowałem, by się wypowiadać. Dzięki Wojtku za te historie 🙂

  7. fungus 3 listopada 2011 w 13:16 - Odpowiedz

    Nie skłamię jak napiszę że Wam młodym zazdroszczę bo jak który nie był to może być ja raczej nie za wolno się uczę a i nie ma instruktorów do praktycznych zastosowań wiedzy.
    Przykre to ale prawdziwe że nie widzą wnuczkowie że dziadek smutny i bez kasy,
    Powodzenia i refleksji.

  8. Kazimierz Gawałek 3 listopada 2011 w 08:46 - Odpowiedz

    Odniosłem podobne odczucia w czasie pobytu w tych samych miejscach. Chodzi o Arizonę. Nie byłem w NO, a trochę bliżej w Las Vegas. Zauważyłeś to, co moim zdaniem jest istotne dla mentalności Amerykanów pracujących w biznesie i doradztwie szeroko pojętym. Dla nich najważniejszy jest “FEEDBACK’. Zawsze lub prawie zawsze starają się dowiedzieć jak działa to , co robią, jakie przynosi korzyści i czego jeszcze mogą się dowiedzieć od słuchaczy lub klientów, aby to zastosować w praktyce. Ja zauważyłem tam także, że osoby które intensywnie pracują zawodowo jako zarządzający w wieku około 45 lat zastanawiają się, czy w dalszym życiu kontynuować swoja dotychczasową karierę, czy przejść do doradztwa, aby spożytkować dotychczasowe doświadczenie, uzupełnić wiedzę (często robią doktorat) i odnaleźć się na nowej płaszczyźnie aktywności zawodowej. Myślę, że polscy doradcy poważnie traktujący swój zawód powinni się chociaż na krótko zetknąć z tym jak do doradzania i własnego rozwoju podchodzi się w Stanach. W Arizonie jest to jeszcze przyjemniejsze, bo kojarzy się z “dzikim zachodem”, piękną przyrodą, ciekawymi krajobrazami i cudem natury (Grand Canion).

  9. MIchal 2 listopada 2011 w 23:16 - Odpowiedz

    Bardzo fajna podróż, zazdroszczę, W Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że wszystko już wynaleziono i nie warto działać. Powiem szczerze, że bardzo zdziwiło mnie jak łatwo można coś sprzedać proponując bardzo dobre wsparcie. W naszym kraju support to raczej rzadkość. A przecież taniej jest utrzymać klienta niż go pozyskać. Taka oczywista oczywistość wielu przedsiębiorcom umyka i to jest ich problem. Szuka się często na siłę nowych klientów zamiast zwiększać wartość już tych pozyskanych.

    Pozdrawiam
    Michał
    akademia-managera.pl

  10. KasiaJott 2 listopada 2011 w 22:44 - Odpowiedz

    Bardzo ciekawie opisujesz świat i swoją podróż, dużo interesujących szczegółów.
    Podziel się zatem również ciekawostkami z samego szkolenia.

    KasiaJott

  11. Jacek Pietrasiuk 2 listopada 2011 w 20:01 - Odpowiedz

    Bardzo fajnie się czytało. Gratuluję niezapomnianej przygody. Mam nadzieję, że szkolenie Jeffa było równie udane jak sama wyprawa. Czekam z niecierpliwością na kolejne newsy.

    P.S. W Polsce brakuje mi najbardziej właśnie tej dbałości o klienta.

    Pozdrawiam,
    Jacek Pietrasiuk
    http://jacekpietrasiuk.pl

  12. Anna 2 listopada 2011 w 19:17 - Odpowiedz

    Gratuluje wspanialej podrozy do Stanow.
    Podoba mi sie Twoj opis bardzo, jednak ja jestem zdania, ze to Polacy ubieraja sie bez gustu :).

  13. Szybki Bill - Bezcennyczas.pl 2 listopada 2011 w 19:05 - Odpowiedz

    Również gratuluje udanego wyjazdu. Swoją drogą… “Jazz funeral”? Co to było dokładnie? Czy tyko tak fotkę zrobiłeś ?

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:20 - Odpowiedz

      To była po prostu knajpa o śmiesznej nazwie 🙂

      • Hali 4 listopada 2011 w 21:47 - Odpowiedz

        Witaj Piotrze. Twoja relację czyta się jak piękną opowieść, a wrażenia tak szczere i prawdziwe,że przeżywa się je razem z tobą. Cóż brak umiejętności językowych jest barierą a ty go znasz i otwiera on przed tobą wiele drzwi. Poczułeś się dowartościowany zobaczyłeś różnice i doceniłeś nasze rozwiązania. A folklor on jest wszędzie tyle,że za oceanem chyba większy. Pozdrawiam

  14. Tomasz 2 listopada 2011 w 18:29 - Odpowiedz

    Ciekawe spostrzeżenia. Rzeczywiście jest to kompletnie odmienna mentalność. Amerykanie różnią się w podejściu do budowy domu, biznesu, relacji z innymi ludźmi i można byłoby tak wymieniać. Na pewno są bardziej otwarci na nowe znajomości. Odniosłem wrażenie, że w Stanach łatwiej nawiązuje się nowe znajomości niż np. w Polsce. Znajdując się w pomieszczeniu, windzie z obcym człowiekiem trzeba porozmawiać. Trudne do wyobrażenie jest kilkuminutowe milczenie. Łatwość nawiązywania relacji powoduje z kolei, że są często płytkie- nie można nawiązać i utrzymać głębszych relacji ze wszystkimi. W ogóle słowo “friend” ma o wiele szersze znaczenie niż w naszej kulturze.

    Potwierdzam, że u nas ludzie są bardziej zadbani nie mamy się pod tym względem czego wstydzić.

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:21 - Odpowiedz

      Fakt, znane są przecież koncerty amerykańskich piosenkarek krzyczących ku zdziwieniu Polaków “I love you”. Nawet samo love ma u nas różne wyrażenia bliskoznaczne, podobnie jak śnieg u Eskimosów :-)))

  15. Przemek Dymek 2 listopada 2011 w 18:18 - Odpowiedz

    Gratuluje udanego wypadu do USA. Tak jak wspomniałeś w artykule różnice kulturowe mają to do siebie, że można na to wszystko spojrzeć z innego punktu widzenia, którego wcześniej nie dostrzegaliśmy, ale dzięki innym ludziom możemy to w końcu zobaczyć. I jak słusznie zauważyłeś nie ważne skąd człowiek pochodzi tylko ważne jest to co wie i jak umie to przekazać innym, którzy na tym skorzystają:)*

  16. Radek 2 listopada 2011 w 18:05 - Odpowiedz

    Różnice kulturowe to ciekawy temat na niejedna książkę.
    Od kilku lat żyję poza Polską i dzisiaj mnie już nie dziwi widok pani, która odwozi dziecko do szkoły w papilotach i szlafroku, później zatrzymuje się na stacji paliw, kupuje kawę, tankuje samochód i wraca do domu.
    W małym holenderskim miasteczku wszyscy się do siebie uśmiechali, zagadywali, kiwali na powitanie. W sobotę miejscowa cukiernia rozdawała łakocie każdemu kto się zatrzymał, ludzie się spotykali, popijali kawę, rozmawiali. Dla mnie to było niezrozumiałe. Po przeprowadzce do Rotterdamu wszystko wyglądało już zupełnie inaczej.
    Zgadzam się z Tobą, że polskie społeczeństwo nie ma się czego wstydzić.
    Natomiast przydało by się nam nieco więcej tolerancji, otwartości i luzu. Nie potrafimy też czasem dostrzec wartości tam gdzie naprawdę można je znaleźć i lubimy uczyć się na błędach.
    Warto też podglądać co się dzieje w Europie i na świecie. Zgłębianie wiedzy, ciekawość świata to coś co daje nam siłę mądrość, niezależność i niesamowity potencjał.
    Nigdy nie przypuszczałem, ze kiedyś będę członkiem Czerwonego Krzyża i zajmę się wspieranie Oxfam, a teraz jakoś nie wyobrażam sobie, że mogło by być inaczej.
    Zmiana mentalności i pozytywne zmiany w życiu :).
    Przydał by się jakiś większy materiał na temat szkolenia Jeffa Walkera, chyba że jest to ściśle tajne 🙂

    Pozdrawiam
    Radek Broczkowski

  17. Marcin 2 listopada 2011 w 17:20 - Odpowiedz

    Ameryka to Ameryka zawsze będą od nas do przodu w wielu sprawach. Choćby z kilku ważnych powodów których Polsce już będzie ciężko lub wcale zmienić.

    Rozmiar kraju – przecież wielkość Ameryki jest bardzo zbliżona do wielkości Europy.
    Ilość ludności(USA 310 000 000 – POL 38 000 000) jest 8 raz większa(tak jak Piotrze wspomniałeś). Większa grupa klientów i więcej pieniędzy do zarobienia.
    Kultura a dokładniej język. Mają bardziej powszechny łatwiej się im jest dogadać z innymi narodowościami.

    Więc tylko pozostaje nam liczyć na siebie i swoje umiejętności. “Polak potrafi…” 🙂

    Pozdrawiam Marcin Hruby

  18. Sempowicz Jerzy 2 listopada 2011 w 17:15 - Odpowiedz

    Tym e-biznesem to już mi się niedługo “ulewać” będzie jak niemowlakowi, ale Piotrze o wycieczkach chętnie posłucham jeszcze:D:D:D:D
    Własnie skończyłem Cejrowskiego “Gringo wśród dzikich plemion” 🙂 I bardzo mi się podobało, mimo, iż nie cierpię gościa jakoś:):). Ale filmy i książki robi i pisze ciekawe:)

  19. Maciej 2 listopada 2011 w 16:31 - Odpowiedz

    No tak, Piotrze, Ty tu sobie chadzasz po drugiej stronie globu, a my tu z niecierpliwością na FUMPa czekamy… 😉

  20. Damian Rożniewski 2 listopada 2011 w 16:02 - Odpowiedz

    Dziękuję, Piotrze, za optymistyczne porównanie naszych krajów. Różnimy się ale jednak jesteśmy podobni. Skoro ludzie u nas są pełni energii, możemy z nimi wiele zdziałać. Jest dla każdego szansa by znaleźć dobrych partnerów do współpracy. No i pokaż, że się czymś wyróżniasz – świetne.

  21. Michał Szen 2 listopada 2011 w 15:44 - Odpowiedz

    “Działają na wielokrotnie większym rynku niż my. USA to pod względem liczby ludności ośmiokrotnie większy od Polski kraj. Robiąc cokolwiek w internecie po angielsku mają też szansę trafić do Kanady, Australii, Wielkiej Brytanii i reszty świata”
    – właśnie nad tą kwestią się ostatnio zastanawiałem, że nasza Polska jest taka mała w porównaniu do tego gdzie można dotrzeć znając angielski.

  22. Remek 2 listopada 2011 w 15:15 - Odpowiedz

    Smacznego!

    A co jest w tych dwóch bułach i czy jest dobre?

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:26 - Odpowiedz

      To był eksperyment czy europejczyk przeżyje po zjedzeniu oryginalnego, amerykańskiego hamburgera w podrzędnej knajpie na przedmieściach. Kelnerka nawet nie rozumiała naszego angielskiego. Okazuje się, że przeżyłem to wstrząsające doświadczenie 🙂

      • Remek 4 listopada 2011 w 14:57 - Odpowiedz

        No to gratuluję.

        Pozdrawiam

  23. Dariusz Francuz 2 listopada 2011 w 14:36 - Odpowiedz

    Bardzo dziękuję za ten wpis. Osobiście również myślałem, patrząc na spektakularne akcje promocyjne amerykańskich e-marketerów, że Polacy są gdzieś w tyle. Skoro jednak z autopsji wiesz, że marketerzy w USA mają podobne wyzwania związane ze swoim biznesem, jak w Polsce, jest to szalenie motywujące do wytężonej pracy i osiąganiu nowych celów. Bardzo ciekawa jest też kwestia polskiego akcentu. Warto się nad tym zastanowić 🙂

  24. GRAFII 2 listopada 2011 w 14:22 - Odpowiedz

    Chciałbym być tam na twoim miejscu.No cóż zawsze chciałem zobaczyć Kalifornię , Wielki Kanion…a …Może kiedyś będzie mnie stać przejechać USA,np. drogą nr.66.. Powodzenia..

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:26 - Odpowiedz

      Przejechaliśmy się tą drogą i powiem Ci szczerze — ładne widoki i w sumie to tyle 🙂 Chyba, że jesteś motocyklistą i ma to dla Ciebie głębszy wymiar…

      • Kamil Kowalski 5 listopada 2011 w 21:24 - Odpowiedz

        Piotrek, jak to tylko ładne widoki? A Chłodnica Górska? A Złomek? A Zygzak McQueen? A Hudson Hornet? 🙂
        😀

  25. Marcin Godlewski 2 listopada 2011 w 14:14 - Odpowiedz

    Fajnie Piotrze że publicznie napisałeś iż nasz akcent wcale nie jest przeszkodą. Wiedziałem wiele filmów szkoleniowych prowadzonych łamaną angielszczyzna + mocny akcent i ponoć całkiem dobrze się sprzedawały. Dlatego też śmiałem twierdzić że mamy szanse pokazywać się skutecznie w USA – zakładam że na innych anglojęzycznych rynkach również 🙂

    Właśnie testuję Twój “stary” netseling – udało się na nim zarobić już ponad 20k 🙂

    Udanego odpoczynku!

    Pozdrawiam
    Marcin Godlewski

  26. Łukasz Kamiennik 2 listopada 2011 w 14:02 - Odpowiedz

    Fajna podróż :). Swoją drogą, z Sedony jedyne, co jest warte uwagi … to Metoda Sedony, której pionierem na skalę światową jest Hale Dwoskin. To mogę z czystym sumieniem zarekomendować. Widzi i czuje się faktyczny wpływ i poprawę życia. 🙂

  27. Julia 2 listopada 2011 w 13:57 - Odpowiedz

    Piotrze, obok Polski jest sąsiad, nie mniej wielki, jak Ameryka, nie mniej piękny, jak Ameryka, a i lotnisko przyjmuje więcej samolotów niż we Frankfurcie. A i wizę dostaje się łatwiej, no i jeszcze ten kraj daje 10 mlrd dla uratowania Eurolandu!

  28. Witaj Piotrze!

    Czekałem na wieści ze Stanów! Cieszę się, że już jesteś na miejscu! Chętnie posłucham więcej o amerykańskim biznesie! 🙂

    Pozdrawiam,
    Rafał

  29. Michał Batorowicz 2 listopada 2011 w 13:22 - Odpowiedz

    Sporo tych hamburgerów 😉

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:30 - Odpowiedz

      To były “Legendarne Mini-Hamburgery Dżordża” czy coś w tym stylu 🙂

  30. Wojciech Wesołowski 2 listopada 2011 w 13:19 - Odpowiedz

    Fajna przygoda … i ciekawe szkolenie … mam nadzieją na jakąś relację video .
    Pozdrawiam

    Wojtek

  31. Stanisław 2 listopada 2011 w 13:16 - Odpowiedz

    Obawiam się, ze sednem różnic pomiędzy Nowym i Starym Światem jest świadomość
    potrzeby podziału pracy i pewność że to co oferuję trzeba robić : najlepiej, najtaniej i w ilościach jakie tylko wchłonie rynek.Tak jest w Nowym Świecie i powoli zaczyna bywać w najbardziej dynamicznych i świadomych takich idei krajach . Niemcy są tu dobrym przykładem. Zatrudnienie w szeroko rozumianych usługach, to kolejny awans cywilizacyjny.
    Jest on istotny dla nas szczególnie dzisiaj gdy stopa bezrobocia to 9,5 -11,5 % w Polsce ciągle się utrzymuje. Oferta usług na rynku wewnętrznym kreowana przez EURO 2012, to nadzieją że część z nich pozostanie na stałe w rynkowej ofercie. Nasz wynik na zewnątrz , zbudowała konsumpcja … ale dóbr i towarów.Usługi ciągle się gdzieś pną w górę ale bez szaleństw. Ponadto złe skojarzenia z przeszłości i różnie rozumiana uczciwość w ofertach ( patrz plajty biur podróży…) , ustawia nas na pozycji zdystansowanych do ofert, które ciebie w USA zachwycają. Na to wszystko nałóżmy standard krajowego myślenia.Poprawia się …ale ciągle wg mnie min. 50% osób nie próbuje znaleźć oferty do swoich potrzeb na rynku lecz wśród znajomych i przyjaciół – co równą się często z “szarą strefą” .I niekoniecznie z powodów czysto cenowych czy jakościowych.Ot bo tzw. kombinowanie jest jescze niestety trałym elementem polskiego krajobrazu.Po co kupić usługę czy program komputerowy jeżeli kumple, szwagrowie i kuzynki mają takie coś, ot za naszą przysługę w innym sektorze. Naprawa w garażu auta jest ciągle wyjściem wiodącym, a banknot w dowodzie rejestracyjnym ubezpieczeniem gdyby jej skutek miał złe oceny na przeglądach. Prawo twarde ale prawo – sentencja jaką wbijać trzeba jeszcze nowonarodzonym i tym którzy mają szansę na jakiekolwiek zmiany tegoż prawa.Osobiście moja diagnozą jest tzw. “polski brak konsekwencj” – jako przyczyna że różnice mięzy Nowuym i Starym Światem są często szczególnie ostro widoczne nad Wisłą.

  32. Bartek 2 listopada 2011 w 13:15 - Odpowiedz

    Z tym, ze Amerykanie nie sa otyli nie moge sie zgodzic. Byłem w tym roku w Nowym Yorku i to co zobaczylem na ulicach i w barach bylo lekko przerazajace. Uwazam, ze Polsce duzo jeszcze brakuje do otylosci. Mnostwo grubych ludzi dookola, ale nic dziwnego, jak poszlismy do baru na “american breakfast” i zobaczylismy co sie je, jak i ile
    sie je, wszystko bylo jasne.
    Wg mnie roznica jest widoczna golym okiem

    pozdrawiam
    Bartek

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:33 - Odpowiedz

      Zapewne to zależy od regionu… miałem przyjemność zobaczyć jedynie dwa stany i posiedzieć trochę godzin na lotniskach.

  33. Barbara Zgraja 2 listopada 2011 w 13:14 - Odpowiedz

    Witaj.Bardzo to wszystko jest ciekawe co opisujesz.Dla mnie nie jest to zupelnie obce.W Arizonie w miescie Flagstaff mieszka od 6-ciu lat moja siostrzenica.Studiuje na tamtejszym Uniwersytecie.Mam z nia staly,codzienny kontakt przez Skypa.Facebook itp.Przyjezdza na wakacje do Polski.Znam Arizone ze zdjec i opowiadan.Wielki Kanion jest rseczywiscie imponujacy.Teraz poznajemy Kolorodo gdzie siostrzenica ma znajomych na duzym ranczo.Mam nadzieje ze tam pojade i zobacze Wszystko na wlasne oczy.Pozdrawiam.Barbara

  34. Konrad 2 listopada 2011 w 13:10 - Odpowiedz

    Niesamowita wyprawa 🙂
    Czy zdradzisz, co było dla Ciebie najciekawsze na szkoleniu Jeffa (2-3 rzeczy)? Mógłbyś też rozwinąć sytuację zmiany mentalności i zdradzić kilka szczegółów?

    Myślę, że byłby to świetny wstęp do dalszego rozwinięcia tematu na blogu i pomoc dla wielu osób 🙂

  35. Adam Hamela 2 listopada 2011 w 12:59 - Odpowiedz

    Wspaniała podróż Piotrze, gratuluję udanego wyjazdu!
    Jak będzie ten nowy Fump, to możesz nawet zadzwonić 🙂
    Może znowu uda się coś hurtem kupić? 😀

  36. Bartłomiej Jakubowski 2 listopada 2011 w 12:53 - Odpowiedz

    WOW. Mimo, że nie byłem w USA różnice kulturowe muszą być duże. Nawet w Polsce są pomiędzy regionami wschodnimi np. woj. lubelskie, a zachodnimi. Na wschodzie wiele osób podchodzi pesymistycznie do życia i biznesu.

    Podczas studiów wielokrotnie rozmawiałem z kolegami o różnych pomysłach na biznes. Większość z nich twierdziła, “to nie wyjdzie”, “jak ktoś to zobaczy to skopiuje i Cię zniszczą”, “już wszystko jest” itp.

    Ja zawsze im odpowiadałem, czy otworzyłeś już jakąś firmę i Ci niewyszło, że tak wszystko negujesz?

    W USA czasem głupie pomysły “wypalają”, słyszałem o muzeum nazistów (wg chory pomysł), itp. Pomysł z miasteczkiem jak z westernu jest szalony, ale fajny. W Polsce wiele miasteczek wygląda jakby czas zatrzymał się 50 lat temu, ale to już nie to samo.

    PS. Czekam na więcej info z Twojego pobytu. Kogo tam spotkałeś?

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:35 - Odpowiedz

      Hmm… zwiedzanie PGRów to dla naszego pokolenia może być już nie lada odkrycie 🙂

  37. Marek Kloska | blog.fotofree.pl 2 listopada 2011 w 12:39 - Odpowiedz

    Witaj Piotrze !

    Miło przeczytać, że nie mamy się czego wstydzić. Z ciekawością przeczytam kolejne Twoje relacje z odległego kontynentu 🙂

    Pozdrawiam
    Marek Kloska

  38. Łukasz 2 listopada 2011 w 12:32 - Odpowiedz

    Gratuluje i zazdroszczę!!

  39. Lotus 2 listopada 2011 w 12:32 - Odpowiedz

    Ciesze sie Piotrze, ze podroz sie udala, ze przyniosla Ci zarowno pozyteczna wiedze jak i odpoczynek, i rozrywke.
    Mam tylko jedno zastrzezenie, jesli chodzi o to co napisales. Sposob w jaki przeliczyles abonament. Chyba zdajesz sobie sprawe, ze w ten sposob sie nie przelicza. Tak przeliczaja emigranci, ktorzy wyjezdzaja na 6 miesiecy do pracy zarobkowej, zyja w oieciu w jednym pokoju, zywiac sie zupkami z papierka, i odkladajac kazdy grosz.
    Towary i uslugi przelicza sie na roboczogodziny, a nie za pomoca kalkulatora walut. Jesli przyjmiemy, ze srednia stawka godzinowa w Polsce to 10 zl, a w USA 10$ , to wychodzi prosty wynik. Amerykanin potrzebuje pracowac na abonament przez 10 godzin, a Polak przez 36. I teraz pytanie: czy jesli idzie o wielkosc abonementu, to od Amerykanina wymaga sie zbyt malo, czy od Polaka zbyt duzo. Tak wlasnie sie to przelicza. To jednak tylko malutki mankament Twej wypowiedzi, reszta jest w porzadku.

  40. Jarosław Zając 2 listopada 2011 w 12:27 - Odpowiedz

    Bardzo ciekawe obserwacje. I z moich obserwacji wynika
    że kluczowym elementem sukcesu danego projektu sprzedażowego
    jest wysoka jakość obsługi klienta. I wolimy kupić drożej ale tam gdzie
    jesteśmy odpowiednio obsłużeni a potem mamy wsparcie
    w razie pytań lub problemów.
    Z niecierpliwością czekam na FUMP-a 2.0 ponieważ obecna wersja
    jest dość toporna i nie wszystko działa tak jak powinno
    a i z wsparciem technicznym nie jest najlepiej.
    Mam nadzieję, że to się zmieni z nową wersją.


    Jarosław Zając
    – Jonizowana woda – Prosty sposób na zdrowie dla Ciebie i Twojej rodziny.

  41. Kamil Kowalski 2 listopada 2011 w 11:57 - Odpowiedz

    Dobrze że już jesteś z nami 🙂

    Czyli tak szczerze warto było jechać (chodzi mi o SAMO szkolenie)? czy trochę się zawiodłeś/rozczarowałeś bo np myślałeś że będzie to coś o wiele bardziej hmmm “wiedzowego” niż “mentalnościowego” ?
    🙂

    • Piotr Michalak 4 listopada 2011 w 10:38 - Odpowiedz

      Warto było jechać. Spodziewałem się wiedzy, ale głównie zyskałem na mentalności i nawiązanych kontaktach również. Poza tym nawet poza szkoleniem warto było zwiedzić kawałek Stanów.

Zostaw komentarz